Artykuły
Wywiad z Johannem Kössnerem


CZWARTY WYMIAR Nr 11 /2002

Nie ma przypadków

O czasie, tzolkinie i katastrofie, której nie będzie
- z Johannem Kössnerem rozmawia Piotr Drzewiecki

Co takiego odkrył Pan w tzolkinie, 260-dniowym kalendarzu Majów, że badaniom nad nim poświęcił Pan znaczną część swojego życia?

Już jako dziecko interesowałem się filozofiami i religiami. Najpierw była to religia chrześcijańska, co jest zrozumiałe. Ciekawiło mnie, co tak naprawdę dzieje się tu, na ziemi. W europejskich filozofiach i religiach, które później badałem, nie znalazłem odpowiedzi na moje pytania. Dlatego spojrzałem nieco dalej. Przypatrzyłem się Księgom Wedyjskim i w nich natknąłem się na pojęcie czasu. Ponad dziesięć lat temu zapoznałem się z pracami Jose Arguellesa, który przełożył symbolikę Majów na nasz europejski i dzisiejszy sposób myślenia, wskazał powiązania duchowe kalendarza Majów z naszym rozumieniem rzeczywistości. Zacząłem badać ten problem, w zasadzie znalazłem to, czego szukałem.

Można więc powiedzieć, że jako filozof najbardziej interesował się Pan czasem. Na ile odkrycie tzolkina było przełomowe w odkryciu zagadki czasu?

Wszystko, co się dzieje, ma swoje uwarunkowanie matematyczne. Tzolkin pomaga uporządkować rzeczywistość w sposób matematyczny: wydarzenia następują logicznie, mają swoje podłoże i rządzą nimi pewne prawidłowości.

Czym zatem jest czas według Majów i według Kössnera?

Majowie wywodzą się z określonej tradycji duchowej. Nieobca im była wiedza kosmologiczna, mieli wgląd w porządek pewnych prawidłowości. I właśnie te prawidłowości zastały zapisane w tzolkinie. Kalendarz Majów wychodzi poza nasze rozumienie, obejmuje nie tylko zagadnienia astrofizyki i astronomii, ale znacznie więcej. Jak Majowie rozumieli czas i świat? Rzeczywistość jest wielowymiarowa. Pierwszy wymiar to nasza biologia, drugi - emocjonalność, trzeci - umysłowość, mentalność. One tworzą nasz zewnętrzny świat. Czas jest czwartym wymiarem, bramą łączącą nas z innymi, wyższymi wymiarami, przez którą przepływają do nas informacje, energie. Żyjemy w świecie form, które w danym czasie stanowią manifestację czegoś, co nie ma formy, co jest ponad formami. Tak postrzegali nas Majowie i ja również tak go postrzegam. Czas nie ma natury linearnej. To tylko nasze subiektywne odczucie każe go tak postrzegać. Jego naturą jest cykliczność, ma rozmaite poziomy, między tymi poziomami są rozmaite powiązania. Nam, przyzwyczajonym do linearnego rozumienia pojęcia czasu, trudno to zaakceptować.

Czy także życie duchowe można opisać na sposób matematyczny?

Oczywiście. Nie ma przypadków. Tzolkin jest naszą matrycą. Wszystko, co się wydarza, zarówno w życiu jednostki, jak i całych społeczności, nie dzieje się przypadkowo i ma swoje odbicie w tzolkinie. Na przykład atak 11 września ubiegłego roku na World Trade Center w Nowym Jorku to nie przypadek, to było zapisane w tzolkinie. Jakieś siły zostały uwolnione i energia przeszła przez tę bramę.

Mówi Pan, że nie ma przypadków. Czy dzięki tej wiedzy możemy przewidzieć wydarzenia?

Tak, ale musimy być bardzo ostrożni. Jeśli połączy się czterowymiarowe rozumienie czasu u Majów z naszym podejściem linearnym, można odnaleźć pewne prawidłowości rządzące przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, które jednak nie przesądzają, że stanie się tak, a nie inaczej. W grę wchodzą jeszcze dwa czynniki: istota stwórcza, jaką jest człowiek, i kolektyw (społeczność) są do pewnego stopnia nieobliczalne. Gdy pewnego dnia ujawni się jakaś skondensowana energia i zamanifestuje się w swojej formie, niektórzy nazwą to nieszczęśliwym przypadkiem. Nie twierdzę, że to na pewno nastąpi. Wiele zależy od człowieka.

"Lada moment ich budzik zacznie dzwonić" - napisał Adrian Gilbert w "Proroczej wiedzy Majów". Co się stanie 22 grudnia 2012 roku, kiedy zakończy się Obecny Wielki Cykl Majów, trwający 13 baktunów, czyli 1 872 000 dni? Co wiązali z tą datą sami Majowie - katastrofę, koniec starego i narodziny nowego świata?

To największe nieporozumienie, jakiego dopuścili się interpretatorzy kalendarza Majów. To, co my widzimy jako historię, to jest interpretowanie czasu na sposób ilościowy. Majowie znali ten kalendarz w sensie jakości, a nie ilości. Gdybyśmy bardzo chcieli, moglibyśmy tę datę porównać z godziną dwunasta w nocy, kiedy zaczyna się nowy dzień. Znajdujemy się w punkcie przecięcia. Wychodzimy z ciemności i powinniśmy się obudzić. Ezoteryka nazywa to ERĄ Wodnika. Rok 2012 jest tym punktem, w którym nastąpi pewna kondensacja wydarzeń.

Czyli mówienie o katastrofie jest nieusprawiedliwione. Po przełomowej dacie nastąpi raczej zmiana naszego życia jako ludzkości, nowa epoka i nowa świadomość...?

To jest po prostu punkt umowny.

Od niego coś się zaczyna, ale my nie od razu to zauważymy?

Możemy zauważyć. Według Majów znajdujemy się u schyłku Czwartego Świata. Z przeszłości działają na nas pewne siły. Może dojść do implozji, co ludzie mogą odczytywać jako dramaty i katastrofy, a co będzie skutkiem ścierania się tych dwóch światów. Rok 2012 jest punktem odniesienia, a tak naprawdę to rozstaje - w jedną i drugą stronę. Okres miedzy 1987 a 2012 rokiem jest bardzo intensywny. Tak wiele rozgrywa się miedzy tymi datami, tak wiele musi się zmaksymalizować i znaleźć swoje ujście - zamanifestować w świecie form.

Teraz żyjemy bardzo szybko, a potem wrócimy do spokoju. Czy tak to można tłumaczyć?

Czas przypomina lejek. Wszystko zmierza spiralnie do jednego punktu, a potem nastąpi odwrót - znowu do góry. I rok 2012 to punkt, w którym wszystko się kondensuje u dołu lejka. To jest proces selekcji: to, co ma wartość, ma zostać, a to, co nie ma, musi być sprzątnięte. Subiektywnie odczuwamy ten proces jako katastrofę, a to nie jest katastrofa.

Oczyszczenie?

Tak. Z pozycji Majów możemy to obserwować z radością, a nie w poczuciu klęski, ponieważ wiemy, że pojedynczego człowieka dotyczy tylko to, czego on tak naprawdę potrzebuje. Nawet jeśli będzie koniec tego trójwymiarowego świata, to znaczy, że tak po prostu musiało być. Powinniśmy te procesy obserwować spokojnie, od strony duchowej. Wprawdzie jesteśmy częścią społeczności, ale jesteśmy też indywidualnościami. Poza tym każda społeczność (kolektyw) ma pewne zadania , które musi przepracować. Ewolucja to rozwój, ale czasami może się wydawać, ze jest to krok do tyłu. I ten krok do tyłu jest po to, by coś posprzątać, by ten proces mógł iść do przodu.

W jaki sposób tzolkin może mi pomóc w życiu codziennym?

Dzięki kalendarzowi znam siły, które na mnie działają, i umiem je odnieść do czasu. Mam dwie możliwości, by wykorzystać tę wiedzę: pasywnie i aktywnie. Pasywnie: mogę przeczytać, przejrzeć szablony kalendarza i staje się dla mnie jasne, dlaczego coś się dzieje. Aktywnie natomiast: znam siły, które na mnie działają i przed którymi nie mogę się bronić. Jeżeli wiem, jakie potencjały w jakiś sposób wykorzystać. Łatwiej mi uporać się z różnymi problemami w dniu, w którym mam wsparcie ze strony tych sił.

Zgodnie z teorią słoneczno-hormonalną, człowiek przez całe swoje życie, od chwili poczęcia po śmierć, podlega wpływom ziemskiego pola magnetycznego. Zmiany magnetyzmu Ziemi wywołane przez wiatr słoneczny, powodują różnice w poziomie melatoniny, co wpływa na nasze biorytmy, oraz estrogenu i progesteronu, co wpływa na płodność.
Majowie czcili Słońce jako bóstwo płodności. Nauka zaczyna powoli udowadniać to, co znały starożytne kultury. Co jeszcze wiedzieli Majowie, czego my nie potrafimy na razie uzasadnić naukowo?


Majowie rozumieli świat kosmologicznie. Widzieli, że bez względu na odległość danej planety od Ziemi, zawsze jest między nimi jakieś połączenie, zwłaszcza jeśli znajduje się ona w naszym Układzie Słonecznym. To, co nowoczesna nauka jest w stanie odkryć, to tylko fizyczna, materialna część rzeczywistości. Ludzkość już od Einsteina wie, że każda materia wyzwala energię. Obojętnie, czy to będzie planeta czy kamień. Nie ma rzeczy, która nie byłaby nacechowana energetycznie i nie miała w sobie zakodowanych informacji. Zatem materia, energia i informacja, Jest jeszcze czwarta wielkość, czyli świadomość, boska esencja, którą mają wszystkie rzeczy. To jest mądrość stara jak świat. Ludy pierwotne z wielkim respektem odnosiły się do materii i nie uznawały pojęcia martwej (dość wspomnieć o animizmie - przyp. red.). Według nich nawet kamień ma świadomość. My też możemy tak mówić. W tej filozofii jest ogromny respekt dla form materialnych. W każdej formie materialnej jest boska świadomość. Przez Słońce przechodzą istotne informacje na naszą Ziemię i jest w tym jakaś treść. Dzisiejsza nauka zatrzymała się w miejscu, gdzie jest energia. Dalej już nie idzie. Milczy na temat boskiej świadomości, milczy o tym, że energia niesie jakieś informacje.

Łącznie z filozofią?

Bardzo długo filozofie milczały na ten temat. Ten aspekt został zauważony dopiero w nowoczesnych filozofiach przyrodniczych, posługujących się analizą, i to jest właśnie związane z ta nieświadomością, o której mówimy, i etapem, który właśnie przezywamy.
Nie należy tej drogi w ciemność widzieć jako katastrofy. Co prawda, w tej drodze pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zauważyć. Z jednej strony ona nas ogranicza, z drugiej zaś zostaliśmy silnie sprzężeni z materią, z nowoczesnymi technologiami i postępem cywilizacyjnym. Jedne technologie są wartościowe i dobre dla nas, inne złe i szkodliwe, widać to dopiero teraz w tym punkcie, w którym znalazła się nasza generacja. I to właśnie nam jako generacji przypada w udziale zadanie, by te złe technologie rozpoznać i uporać się z nimi. W przeciwnym razie te siły, o których mówiłem, zrobią to za nas, co może się okazać niezbyt miłe. To nie znaczy, że wejdziemy znowu na drzewa i zaczniemy mieszkać w jaskiniach. Ale poprzez zrozumienie istoty zmiany zyskamy możliwość uczestniczenia w selekcji i to dla nas będzie mniej bolesne - dla nas i całej biosfery: roślin, zwierząt. Stanowimy z nią jedność.
Nikt się nas nie pyta, czy tego chcemy. Ewolucja ma za zadanie uporządkować, oczyścić złe procesy. Nie jest to kara boska i nikt się na nas nie mści. Tylko te wszystkie procesy chcą za nas ponownie zrobić miejsce dla świata zwierząt i roślin na Ziemi. I to jest właśnie nasz ewolucyjny wkład jako generacji. Im więcej będziemy wiedzieli i odpowiednio reagowali, tym mniej katastrof się stanie. W tym znaczenia przyszłość jest otwarta. Ale na ile znam ludzi, na pewno będzie nam potrzeba paru "kopniaków". Powstanie taki porządek, jakiego wymaga przyszłość. Jeszcze raz powtórzę: to nie jest katastrofa ani zemsta Boga, który chce nas ukarać.

Można zatem powiedzieć, że będzie to także odrodzenie ducha ludzkości XXI wieku.

Tak.

Bardzo to optymistyczne: nie katastrofa, ale oczyszczenie i wstąpienie na wyższy poziom świadomości.

No, niezupełnie. Dla ludzi, którzy nie pojmą tych wszystkich procesów i zostaną przy starych wzorcach, to może być ogromna katastrofa; w jakimś sensie koniec świata.